Nie jestem ojcobójcąMagdalena Kwiatkowska
Piotr Cieplak, reżyser teatralny. W latach 1996-1998 dyrektor artystyczny warszawskiego
Teatru Rozmaitości, który nazwał „najszybszym teatrem w mieście”, sprowadził tam m. in. Grzegorza
Jarzynę. Obecnie pracuje w warszawskim Teatrze Powszechnym. Laureat wielu nagród, między innymi
„Złotego Yoricka” za najlepszą inscenizację szekspirowską (2000, za Wesołe kumoszki z Windsoru),
„Feliksa Warszawskiego” (2000, 2005), „Paszportu Polityki” (2001) i Nagrody im. Konrada
Swinarskiego (2005). Teksty służące za punkt wyjścia do jego spektakli są bardzo różnorodne –
od Biblii po farsę. Jego Historię o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim (Teatr Współczesny
Wrocław, 1993), przeniesioną w 1994 r. do warszawskiego Teatru Dramatycznego, krytycy uznają
za jeden z najważniejszych spektakli w polskim teatrze po 1989 r. W poznańskim Teatrze Polskim
możemy obejrzeć jego adaptację Zemsty Aleksandra Fredry. Z Piotrem Cieplakiem
rozmawialiśmy przy okazji XII Forum Teatrów Szkolnych, Scena Dziecięca, na którym przewodniczył
jury.
Kiedyś na pytanie Piotra Gruszczyńskiego czy chciał Pan zostać księdzem, odpowiedział Pan,
że tak, ale piłkarzem też. A kiedy pojawił się teatr?
Jakoś tak się pojawił. A świadoma decyzja o zajmowaniu się reżyserią zapadła w parę lat po
ukończeniu studiów reżyserskich! Od zawsze byli natomiast ludzie, zwierzęta, drzewa, historie,
historyjki, muzyka, rytm, zabawa, zagadki i tajemnice.
Mówił Pan kiedyś, że teatr nie może rywalizować z kulturą masową, ale czy nie odnosi Pan
wrażenia, że kultura masowa coraz mocniej jest obecna w teatrze?
Teatr nie powinien obrażać się na język i świat taki, jaki jest. A więc często plastikowy,
głupi po prostu. Może nawet powinien wchodzić do Babilonu, badać go i opisywać. Nieszczęściem
wielu przedstawień jest natomiast uznanie, że Babilon jest całym światem, że wszystko, co wiemy
i widzimy to telewizyjne palpfikszyn. Teatr odważnie pozostający na marginesie, będzie trwał
dopóki znajdzie się choćby kilka osób, które będą potrzebować rozmowy i patrzenia sobie w oczy.
Kilka lat temu „młodsi zdolniejsi” wywołali „burzę oburzeń”. Teraz do polskiego teatru
wkracza nowa grupa reżyserów, wykształcona w latach 90. Jest w nich kontynuacja tego, co wy
robiliście?
Nie jestem „ojcobójcą”. Wyrosłem na bardzo żyznej glebie teatralnej, mam poczucie ciągłości.
Oglądałem spektakle Grzegorzewskiego, Wajdy, Swinarskiego, Kantora, Jarockiego, Lupy, Dejmka,
Grabowskiego, Hussakowskiego, Zioły, Szajny, Teatru Ósmego Dnia, Akademii Ruchu, Tomaszewskiego...
Mówienie o tych nowych, i jeszcze nowszych pokoleniach buntowników to fakty recenzenckie a
nie artystyczne, dziecinada. Pozostają osobni twórcy, a nawet nie oni, a ich osobne spektakle,
tych kilka wieczorów. Najmłodsi naturalną koleją tworzą kolejny słój pnia. Na nich wyrosną
jeszcze bardziej najmłodsi.
Był Pan przewodniczącym jury XIII Forum Teatrów Szkolnych, Scena Dziecięca. Czego uczy
praca z dziećmi i dla dzieci?
Teatru nie dzielę na ten dla dzieci i dla dorosłych. Dziesięć lat temu, kiedy moja córka
zaczęła chodzić do szkoły, prowadziłem tam teatrzyk „Huba-Buba” i był to dla mnie fragment tej
samej pracy, jakim było wystawianie „Króla Leara” „Historii Jakuba” czy „Słomkowego kapelusza”.
Dzieci i dorośli żyją na tym samym świecie, pełnym kolorów, śmiechu, piękna, bestialstwa
i rozpaczy. Za każdym razem pytamy o sens i kierunek drogi, o wierność, szukamy odwagi w sobie
i ładu w świecie. I nie ma mowy o łatwych pocieszeniach i prostych odpowiedziach, choć, rzecz
jasna, tonacja i aura spektakli dziecięcych jest inna. Praca z dziećmi i dla dzieci uczy pokory
i każe poszukiwać takiego języka, który w prostych słowach odsłoniłby całą złożoność świata.
To ogromne wyzwanie artystyczne. Z innej jeszcze strony, dzieci pomagają dorosłym spojrzeć
na siebie z dystansem i odkryć często naburmuszonego mądralę, który komplikuje sprawy proste,
a upraszcza skomplikowane.
Porozmawiajmy na zakończenie o „Zemście”. Czy tekstem Fredry można mówić
do współczesnych?
Czy jest sens grać „Wariacje Goldbergowskie”? Co Vermeer ma nam do powiedzenia
o współczesności? Czy doprawdy nie stać nas, aby od czasu do czasu pozwolić sobie na
arystokratyczny gest i, skoro mówimy po polsku, posłuchać polszczyzny w brzmieniu
najdoskonalszym?!
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała Magdalena Kwiatkowska
zdjęcia: Filip Springer
przeciąg 1/60 2006
|